Z PODWÓRKA CODZIENNOŚCI:
Ile piękna jesteśmy w stanie znieść?
Myślę, że bardzo wiele…
Jeśli jednak będzie Ci się wydawało, że już nie masz gdzie go pomieścić, to uporządkuj trochę w głowie, w sercu i w innych miejscach, w których trzymasz dużo różnych rzeczy i pozbądź się w końcu tych niepotrzebnych. Zamknij oczy i weź głęboki oddech. Po tym jakże banalnym zabiegu nie powinno już być problemu z przyswajaniem „nowego piękna”.
Poza tym już samo piękna wydaje się mieć niezwykłą właściwość wypierania tego co jest od niego mniej wartościowe – to oferta dla tych bardziej leniwych, którym porządek w głowie musi zrobić się sam. A skoro i to jest możliwe, to mamy równouprawnienie nawet w sferze dostępu do niekończących się pokładów otaczającego nas piękna.
Czyż to nie… PIĘKNE? :)
wtorek, 29 czerwca 2010
czwartek, 24 czerwca 2010
poniedziałek, 7 czerwca 2010
Z PODWÓRKA CODZIENNOŚCI:
Niezwykłości codzienności
Zaduch; biały pyłek z topoli - niczym zwinne baletnice w białych spódniczkach - tańczy w objęciach delikatnych podmuchów wiatru. Scena przedstawiająca ciszę, spokój i harmonię w mgnieniu oka przeradza się w dantejskie piekło. Zator na drodze; sznur samochodów przeplatany kilkoma tramwajami topi się w kłębach spalin. Lekkie, białe puszki wirujące w powietrzu mieszają się z pierwszymi kroplami deszczu i zanieczyszczeniami. Wiatr przybiera na mocy, rozpętuje się wichura, a pojedyncze krople przeradzają się w ulewę. Świsty, tętnienie, przekrzykujące się klaksony samochodów. Kiedy zdawać by się mogło, iż wiatr i deszcz zawładnęły całym wszechświatem, ich moc nagle słabnie. Wiatr milknie , a po chwili uspokaja się również ulewa. Niebo rozpogadza się i uwalnia spod chmur słońce, które jasnymi promieniami osusza przemoczonych ludzi z radością przyglądających się delikatnym kolorom pastelowej tęczy.
A wszystko to w ciągu zaledwie piętnastu minut, na poznańskiej trasie tramwajowej ogrody-traugutta
Niezwykłości codzienności
Zaduch; biały pyłek z topoli - niczym zwinne baletnice w białych spódniczkach - tańczy w objęciach delikatnych podmuchów wiatru. Scena przedstawiająca ciszę, spokój i harmonię w mgnieniu oka przeradza się w dantejskie piekło. Zator na drodze; sznur samochodów przeplatany kilkoma tramwajami topi się w kłębach spalin. Lekkie, białe puszki wirujące w powietrzu mieszają się z pierwszymi kroplami deszczu i zanieczyszczeniami. Wiatr przybiera na mocy, rozpętuje się wichura, a pojedyncze krople przeradzają się w ulewę. Świsty, tętnienie, przekrzykujące się klaksony samochodów. Kiedy zdawać by się mogło, iż wiatr i deszcz zawładnęły całym wszechświatem, ich moc nagle słabnie. Wiatr milknie , a po chwili uspokaja się również ulewa. Niebo rozpogadza się i uwalnia spod chmur słońce, które jasnymi promieniami osusza przemoczonych ludzi z radością przyglądających się delikatnym kolorom pastelowej tęczy.
A wszystko to w ciągu zaledwie piętnastu minut, na poznańskiej trasie tramwajowej ogrody-traugutta
środa, 2 czerwca 2010
Z PODWÓRKA CODZIENNOŚCI:
Dzień jak co dzień...
Dzień, jak co dzień; ludzie Ci sami, te same miejsca, podobne sytuacje... tylko ty jesteś jakaś inna…
„O nie, już to czuję, to na pewno będzie pechowy dzień” myślisz sobie słysząc złowrogi dźwięk budzika. Już wstając z łóżka potykasz się o kabel od laptopa i rozlewasz resztki wczorajszej kawy na rozrzucone po podłodze notatki.
„Cholera no, czułam, że coś złego się stanie” klniesz w myślach utwierdzając się w przekonaniu, że to na pewno będzie najgorszy dzień w twoim życiu i po pierwszej serii pechowych wydarzeń z jeszcze większą wściekłością przystępujesz do dalszych porannych czynności.
„Fantastycznie, dzisiaj egzamin, a ja na pewno nie mam żadnych niepodartych rajstop” przewidujesz optymistycznie podchodząc do półki z bielizną. „Nowe rajstopy?” twoje niedowierzanie jest tak wielkie, że aż uśmiechasz się mimowolnie „Nie możliwe…” I kiedy już zaczynasz myśleć, ze może jednak zła passa zdąży się od Ciebie odwrócić zanim przystąpisz do egzaminu… tak... dokładnie wtedy podczas tej jakże fascynującej czynności jaką jest wkładanie rajstop, trafia Cie (przysłowiowy) szlag „o jak uroczo, biedne cieniutkie rajstopki, tak mi was żal, znów się podarłyście, kto by pomyślał, że przytrafi wam się to tuż przed moim egzaminem, ale nic się nie martwcie przecież to nie koniec świata” – szczyt wściekłości, frustracja... a wszystko to pod osłoną klasycznego ironizowania.
No dobra, może i wszystko sprzysięgło się przeciwko tobie, ale na egzamin musisz iść. Ubierasz pierwsze lepsze czarne spodnie i wygniecioną białą bluzkę (bowiem jej prasowanie na pewno skończyło by się pożarem, albo ewentualnie w optymistycznej wersji poparzeniem pierwszego stopnia). W pośpiechu wskakujesz na moment do łazienki, gdzie pasta do zębów robi niesamowicie estetyczny biały ślad na twoich czarnych egzaminacyjnych spodniach, a woda w kranie jest zimna jak lód bo pan z gazowni jeszcze nie naprawił pieca.
Z szerokim ironicznym uśmiechem wychodzisz z mieszkania myśląc już tylko o tym, że zaraz na pewno spóźnisz się na tramwaj, a tym samym na egzamin. Cóż faktycznie tramwaj odjeżdża Ci sprzed nosa. Czekając na kolejny egzemplarz niezastąpionych środków komunikacji miejskiej odbierasz dzwoniący telefon:
„Cześć córeczko, wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka, ściskamy Cie i trzymamy kciuki, pamiętaj, że jesteśmy z ciebie bardzo dumni. Pomyśl sobie, że dobrze Ci pójdzie i dostaniesz piątkę, a na pewno tak będzie” – po takich słowach granice twojej cierpliwości nie wytrzymują. Resztkami sił przez zaciśnięte zęby dziękujesz za życzenia i żegnasz się z ukochanym tatusiem mówiąc, że właśnie podjeżdża twój tramwaj więc musisz kończyć.
Wsiadasz do tramwaju który ozdobiony tłumem jakże irytujących ludzi przypomina puszkę sardynek, chociaż w tej chwili wydaje Ci się, że nawet w takiej puszce byłoby lepiej „przynajmniej byłaby cisza i święty spokój, a nie jakieś pokasływania, kichanie, mlaskanie, obgadywanie sąsiadów (…)”. Twój umysłowy wywód na temat uroków podróży tego typu środkami lokomocji przerywa myśl przypominająca o wspaniałym telefonie od taty „”pomyśl, że dostaniesz piątkę” czy oni są poważni?!” – wrzeszczysz w myślach, choć najchętniej wydarłabyś się na głos uciszając przy tym wszystkie irytujące Cię głosy i szmery, które wydają się głośniejsze niż zwykle, jakby specjalnie, żeby jeszcze bardziej uprzykrzyć ci życie. ”Dzień w dzień męczę się jakimś egzaminem, uczę się nocami śpiąc po dwie, trzy godziny, a idąc na ten właśnie egzamin marzę tylko o tym żeby go zdać i mieć to z głowy, a oni mi gadają o jakichś piątkach, ambicjach i niewiadomo czym jeszcze! Czy oni naprawdę nie mogą choć raz spróbować wczuć się w moją sytuację…? i jeszcze to „jesteśmy z Ciebie dumni” brzmiące dokładnie jak „tylko nas nie zawiedź”…”
Jesteś na miejscu. Punkt 8.00 biegniesz ile sił w nogach, „O, akurat wchodzą” odetchnęłaś z ulgą, po czym zorientowałaś się, że nie masz długopisu. Na usta cisnęły ci się wszystkie możliwe przekleństwa, ale nic nie powiedziałaś, pożyczyłaś długopis od koleżanki siedzącej przed Tobą, prowadzący rozdał testy…
Myślisz, że jakaś wyższa siła zadrwiła sobie z Ciebie, zsyłając na Ciebie jednorazowo pecha przeznaczonego dla tysiąca ludzi? Spójrz na to z innej strony:
Jesteś bałaganiarą, gdyby nie kubek z resztką kawy pozostawiony w nieodpowiednim miejscu i notatki porozrzucane po podłodze, to potknięcie się o kabel od laptopa prawdopodobnie nie spowodowałoby większego dramatu – ale przecież usprawiedliwia cię fakt, że padłaś jak mucha o 3 w nocy, chyba nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby o tej porze sprzątać pokój.
Po nieprzespanej nocy i niefortunnej przygodzie z kawą i notatkami jesteś już tak zdenerwowana, że podarcie rajstop nie stanowi dla Ciebie dużego problemu. Jeden nerwowy ruch i sprawa załatwiona, to samo tyczy się plamy z pasty do zębów – zdarza się, zwłaszcza jeśli są powody by się denerwować.
Jeśli chodzi o zimną wodę, to nie pan z gazowni nawalił, ale ty sama zapomniałaś wczoraj do niego zadzwonić i poinformować o problemie – nic dziwnego w końcu cały dzień i całą noc ostro zakuwałaś.
Ciekawe jest również to, w jaki sposób miałaś zamiar nie spóźnić się na tramwaj, skoro widząc, że jest już dość późno nawet nie przyspieszyłaś kroku – no tak, po co, przecież wiedziałaś, że i tak się spóźnisz.
Telefon od taty. Naprawdę wierzysz w to, że chciał Ci powiedzieć „nie możesz nas zawieść, musisz dostać piątkę”? Wiesz przecież, że oboje z mamą są z ciebie naprawdę dumni, kochają Cie i trzymają za Ciebie kciuki. A słowa „pomyśl sobie, że dostaniesz piątkę, a na pewno tak będzie”… wiesz dobrze jak bardzo wierzą w pozytywne myślenie – chyba w przeciwieństwie do Ciebie – no ale faktycznie, mogliby zorientować się po tonie twojego głosu (który mieli okazję usłyszeć w tych dwóch czy trzech wypowiedzianych przez Ciebie słowach), że coś jest nie tak i najlepiej gdyby dodali „nie martw się, nawet jak nie zdasz to nic wielkiego się nie stanie”.
Tylko czy wtedy przypadkiem też byś się nie zdenerwowała…?
Samospełniające się proroctwa to nie abstrakcyjny wymysł naukowców, ale odpowiedź na przekazywane z pokolenia na pokolenie „uważaj bo wykraczesz” lub „wstałeś lewą nogą”, a więc nic innego jak interpretowanie zachowań czy sytuacji zgodnie z własnymi oczekiwaniami oraz reagowanie na nie zgodnie z tą interpretacją, co z kolei wywołuje komplementarne zachowania otoczenia potwierdzające nasze oczekiwania
Dni podobne do tego, który przeżyła bohaterka przedstawionej historii niejednokrotnie przeżyła pewnie większość z nas. Oczywiście naturalną reakcją na stres jest wzmożona aktywność naszego organizmu, pobudzenie, niepokój, a to kłóci się z racjonalnym myśleniem i zachowaniem wewnętrznego spokoju.
Może jednak warto wziąć pod uwagę fakt, iż to nie zawsze otaczający nas ludzie są dla nas złośliwi i nie zawsze celowo starają się uprzykrzyć nam życie, a przypadek z definicji jest „rzadkim przypadkiem” dlatego być może czasami, to jednak my sami tworzymy sobie niekoniecznie adekwatną wizję rzeczywistości według której błędnie interpretujemy niektóre zdarzenia.
Gdybyśmy więc spróbowali czasami w podobnych sytuacjach nie przewidywać uparcie przyszłości, albo przynajmniej nie tworzyć czarnych scenariuszy być może spotkałoby nas więcej pozytywnych niż negatywnych sytuacji, a zapotrzebowanie na rajstopy z pewnością byłoby mniejsze ;)
Dzień jak co dzień...
Dzień, jak co dzień; ludzie Ci sami, te same miejsca, podobne sytuacje... tylko ty jesteś jakaś inna…
„O nie, już to czuję, to na pewno będzie pechowy dzień” myślisz sobie słysząc złowrogi dźwięk budzika. Już wstając z łóżka potykasz się o kabel od laptopa i rozlewasz resztki wczorajszej kawy na rozrzucone po podłodze notatki.
„Cholera no, czułam, że coś złego się stanie” klniesz w myślach utwierdzając się w przekonaniu, że to na pewno będzie najgorszy dzień w twoim życiu i po pierwszej serii pechowych wydarzeń z jeszcze większą wściekłością przystępujesz do dalszych porannych czynności.
„Fantastycznie, dzisiaj egzamin, a ja na pewno nie mam żadnych niepodartych rajstop” przewidujesz optymistycznie podchodząc do półki z bielizną. „Nowe rajstopy?” twoje niedowierzanie jest tak wielkie, że aż uśmiechasz się mimowolnie „Nie możliwe…” I kiedy już zaczynasz myśleć, ze może jednak zła passa zdąży się od Ciebie odwrócić zanim przystąpisz do egzaminu… tak... dokładnie wtedy podczas tej jakże fascynującej czynności jaką jest wkładanie rajstop, trafia Cie (przysłowiowy) szlag „o jak uroczo, biedne cieniutkie rajstopki, tak mi was żal, znów się podarłyście, kto by pomyślał, że przytrafi wam się to tuż przed moim egzaminem, ale nic się nie martwcie przecież to nie koniec świata” – szczyt wściekłości, frustracja... a wszystko to pod osłoną klasycznego ironizowania.
No dobra, może i wszystko sprzysięgło się przeciwko tobie, ale na egzamin musisz iść. Ubierasz pierwsze lepsze czarne spodnie i wygniecioną białą bluzkę (bowiem jej prasowanie na pewno skończyło by się pożarem, albo ewentualnie w optymistycznej wersji poparzeniem pierwszego stopnia). W pośpiechu wskakujesz na moment do łazienki, gdzie pasta do zębów robi niesamowicie estetyczny biały ślad na twoich czarnych egzaminacyjnych spodniach, a woda w kranie jest zimna jak lód bo pan z gazowni jeszcze nie naprawił pieca.
Z szerokim ironicznym uśmiechem wychodzisz z mieszkania myśląc już tylko o tym, że zaraz na pewno spóźnisz się na tramwaj, a tym samym na egzamin. Cóż faktycznie tramwaj odjeżdża Ci sprzed nosa. Czekając na kolejny egzemplarz niezastąpionych środków komunikacji miejskiej odbierasz dzwoniący telefon:
„Cześć córeczko, wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka, ściskamy Cie i trzymamy kciuki, pamiętaj, że jesteśmy z ciebie bardzo dumni. Pomyśl sobie, że dobrze Ci pójdzie i dostaniesz piątkę, a na pewno tak będzie” – po takich słowach granice twojej cierpliwości nie wytrzymują. Resztkami sił przez zaciśnięte zęby dziękujesz za życzenia i żegnasz się z ukochanym tatusiem mówiąc, że właśnie podjeżdża twój tramwaj więc musisz kończyć.
Wsiadasz do tramwaju który ozdobiony tłumem jakże irytujących ludzi przypomina puszkę sardynek, chociaż w tej chwili wydaje Ci się, że nawet w takiej puszce byłoby lepiej „przynajmniej byłaby cisza i święty spokój, a nie jakieś pokasływania, kichanie, mlaskanie, obgadywanie sąsiadów (…)”. Twój umysłowy wywód na temat uroków podróży tego typu środkami lokomocji przerywa myśl przypominająca o wspaniałym telefonie od taty „”pomyśl, że dostaniesz piątkę” czy oni są poważni?!” – wrzeszczysz w myślach, choć najchętniej wydarłabyś się na głos uciszając przy tym wszystkie irytujące Cię głosy i szmery, które wydają się głośniejsze niż zwykle, jakby specjalnie, żeby jeszcze bardziej uprzykrzyć ci życie. ”Dzień w dzień męczę się jakimś egzaminem, uczę się nocami śpiąc po dwie, trzy godziny, a idąc na ten właśnie egzamin marzę tylko o tym żeby go zdać i mieć to z głowy, a oni mi gadają o jakichś piątkach, ambicjach i niewiadomo czym jeszcze! Czy oni naprawdę nie mogą choć raz spróbować wczuć się w moją sytuację…? i jeszcze to „jesteśmy z Ciebie dumni” brzmiące dokładnie jak „tylko nas nie zawiedź”…”
Jesteś na miejscu. Punkt 8.00 biegniesz ile sił w nogach, „O, akurat wchodzą” odetchnęłaś z ulgą, po czym zorientowałaś się, że nie masz długopisu. Na usta cisnęły ci się wszystkie możliwe przekleństwa, ale nic nie powiedziałaś, pożyczyłaś długopis od koleżanki siedzącej przed Tobą, prowadzący rozdał testy…
Myślisz, że jakaś wyższa siła zadrwiła sobie z Ciebie, zsyłając na Ciebie jednorazowo pecha przeznaczonego dla tysiąca ludzi? Spójrz na to z innej strony:
Jesteś bałaganiarą, gdyby nie kubek z resztką kawy pozostawiony w nieodpowiednim miejscu i notatki porozrzucane po podłodze, to potknięcie się o kabel od laptopa prawdopodobnie nie spowodowałoby większego dramatu – ale przecież usprawiedliwia cię fakt, że padłaś jak mucha o 3 w nocy, chyba nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby o tej porze sprzątać pokój.
Po nieprzespanej nocy i niefortunnej przygodzie z kawą i notatkami jesteś już tak zdenerwowana, że podarcie rajstop nie stanowi dla Ciebie dużego problemu. Jeden nerwowy ruch i sprawa załatwiona, to samo tyczy się plamy z pasty do zębów – zdarza się, zwłaszcza jeśli są powody by się denerwować.
Jeśli chodzi o zimną wodę, to nie pan z gazowni nawalił, ale ty sama zapomniałaś wczoraj do niego zadzwonić i poinformować o problemie – nic dziwnego w końcu cały dzień i całą noc ostro zakuwałaś.
Ciekawe jest również to, w jaki sposób miałaś zamiar nie spóźnić się na tramwaj, skoro widząc, że jest już dość późno nawet nie przyspieszyłaś kroku – no tak, po co, przecież wiedziałaś, że i tak się spóźnisz.
Telefon od taty. Naprawdę wierzysz w to, że chciał Ci powiedzieć „nie możesz nas zawieść, musisz dostać piątkę”? Wiesz przecież, że oboje z mamą są z ciebie naprawdę dumni, kochają Cie i trzymają za Ciebie kciuki. A słowa „pomyśl sobie, że dostaniesz piątkę, a na pewno tak będzie”… wiesz dobrze jak bardzo wierzą w pozytywne myślenie – chyba w przeciwieństwie do Ciebie – no ale faktycznie, mogliby zorientować się po tonie twojego głosu (który mieli okazję usłyszeć w tych dwóch czy trzech wypowiedzianych przez Ciebie słowach), że coś jest nie tak i najlepiej gdyby dodali „nie martw się, nawet jak nie zdasz to nic wielkiego się nie stanie”.
Tylko czy wtedy przypadkiem też byś się nie zdenerwowała…?
Samospełniające się proroctwa to nie abstrakcyjny wymysł naukowców, ale odpowiedź na przekazywane z pokolenia na pokolenie „uważaj bo wykraczesz” lub „wstałeś lewą nogą”, a więc nic innego jak interpretowanie zachowań czy sytuacji zgodnie z własnymi oczekiwaniami oraz reagowanie na nie zgodnie z tą interpretacją, co z kolei wywołuje komplementarne zachowania otoczenia potwierdzające nasze oczekiwania
Dni podobne do tego, który przeżyła bohaterka przedstawionej historii niejednokrotnie przeżyła pewnie większość z nas. Oczywiście naturalną reakcją na stres jest wzmożona aktywność naszego organizmu, pobudzenie, niepokój, a to kłóci się z racjonalnym myśleniem i zachowaniem wewnętrznego spokoju.
Może jednak warto wziąć pod uwagę fakt, iż to nie zawsze otaczający nas ludzie są dla nas złośliwi i nie zawsze celowo starają się uprzykrzyć nam życie, a przypadek z definicji jest „rzadkim przypadkiem” dlatego być może czasami, to jednak my sami tworzymy sobie niekoniecznie adekwatną wizję rzeczywistości według której błędnie interpretujemy niektóre zdarzenia.
Gdybyśmy więc spróbowali czasami w podobnych sytuacjach nie przewidywać uparcie przyszłości, albo przynajmniej nie tworzyć czarnych scenariuszy być może spotkałoby nas więcej pozytywnych niż negatywnych sytuacji, a zapotrzebowanie na rajstopy z pewnością byłoby mniejsze ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)