sobota, 21 sierpnia 2010







Z PODWÓRKA CODZIENNOŚCI:

Sensualny Mirage
cz. I



Jak często oddajemy się refleksji nad zasłyszanym przypadkowo dźwiękiem, dostrzeżonym za oknem pędzącego pociągu obrazem, albo fakturą pocztówki wysyłanej do znajomych z wakacyjnej wyprawy? Sporadycznie, rzadko, wcale...? Mimo to niezliczona ilość nawet tak drobnych, często pomijanych aspektów rzeczywistości przez cały czas rejestrowana jest przez nasze zmysły.

Świat w którym żyjemy, to nie tylko miejsce naszej egzystencji posiadające pewne właściwości definiowane przez pryzmat ich praktyczności. To coś więcej. Otaczająca nas rzeczywistość może, a nawet powinna być rozpatrywana także jako niedefiniowalny abstrakt, bowiem w taki właśnie sposób jest ona pierwotnie odbierana przez nasze zmysły.

Jako istoty myślące doceniamy fakt, iż nadano nam zdolność analizowania tego co nas otacza. Warto jednak zastanowić się, czy szczegółowa analiza rzeczywistości oparta na związkach przyczynowo skutkowych, prawdopodobieństwie i innych prawach logiki, wspomagana bogactwem wiedzy z najróżniejszych dziedzin to jedyny i wystarczający sposób poznawania świata.

Właściwie od razu można stwierdzić, że tak nie jest. Logiczne wnioskowanie, myślenie i interpretacja zgodna z posiadaną wiedzą to z całą pewnością tylko jedna strona medalu.
Drugi sposób zdobywania informacji o świecie to poznanie zmysłowe. Z pozoru może się ono wydawać prostsza, bardziej przyziemna, nawet nieco banalna. Owszem, jest ono pierwotne ewolucyjnie, bowiem zdolność sensualnego zdobywania informacji posiadają również zwierzęta. Jednak efekty takiego odbioru rzeczywistości nie tylko nie są banalne, ale mogą być doświadczeniami przewyższającymi nasze oczekiwania.

Ludzki organizm jest doskonale przygotowany do odbierania przeróżnych bodźców ze środowiska. Zajmują się tym poszczególne wyspecjalizowane – każdy w swojej dziedzinie – narządy zmysłów. Wszystkie, tak odbierane informacje, są następnie przekazywane przez skomplikowane drogi nerwowe do odpowiednich ośrodków w mózgu, co w połączeniu z naszym wcześniejszym doświadczeniem (istniejącymi już schematami) nadaje im określoną interpretację.
Fenomenem i tajemnicą, dla jednych plusem a dla innych minusem zmysłowego poznawania świata jest jego niezależność od naszej świadomości. Oczywiście możemy w pewnym stopniu kontrolować nasze zmysły i wykorzystywać je do osiągnięcia wyznaczonych celów. Kiedy jednak tego nie robimy, one zdają się żyć własnym życiem i nie czekając na rozkazy (sygnały wysyłane przez mózg) rejestrują niezliczone ilości bodźców.

Gdy natomiast jesteśmy świadomi doświadczanych wrażeń sensualnych możemy zacząć je analizować i interpretować. To specyficznie ludzkie połączenie dwóch sposobów odbioru rzeczywistości prowadzić może do wystąpienia tzw wrażliwości estetycznej.

Aby o jakiejkolwiek wrażliwości na piękno czy świadomie odczuwanych przeżyciach estetycznych można było mówić, niezbędne jest równoczesne występowanie obu wspomnianych form poznania: umysłowego i zmysłowego. Tak więc po pierwsze, istotna jest dogłębna percepcja otaczającej nas rzeczywistości, lub jej fragmentu. Po drugie, świadoma jej interpretacja oparta na – wspomnianym przed chwilą - silnym wrażeniu zmysłowym.

Korzeni tak pojmowanej wrażliwości estetycznej możemy doszukiwać się w starożytności i średniowieczu. Najłatwiej przedstawić to na przykładzie ewaluacji pojęcia „estetyczny”. Greckie określenie „estetyczny” pochodzi od słów aisthesis (wrażenie zmysłowe) oraz noesis (myślenie). Łacińskimi odpowiednikami tych wyrazów były sensatio i intellectus. I tak przy opisywaniu przeżyć związanych z odbieraniem piękna i sztuki przez człowieka używano właśnie tych słów. Te dwa obszary (zmysłowy i umysłowy), które związane są z szeroko rozumianą percepcją świata podążały jakby równoległymi torami, współwystępując ale wciąż będąc dwiema odrębnymi kategoriami. Dopiero w połowie XVIII wieku Aleksander Baumgarten, niemiecki filozof z leibniz'owskiej szkoły, połączył oba wyrazy, tworząc grecko-łacińską mieszankę cognitio aesthetica dającą w rezultacie powszechnie dziś używany zwrot „wrażenie estetyczne”.


Pojęcia estetyzmu, wrażliwości na piękno, czy zmysłowego odbioru rzeczywistości istnieją i są wykorzystywane już od tysięcy lat. Można więc śmiało stwierdzić, iż zjawiska jakie się pod nimi kryją faktycznie – przynajmniej od czasu do czasu – występują na świecie.

Wrażliwości na otaczające nas piękno podobno można się nauczyć. Wydaje się, że artyści i twórcy z najróżniejszych dziedzin wrażliwość tę mają niejako wrodzoną, lub nabytą we wczesnych latach dzieciństwa. Dla pozostałych natomiast, którzy mają coś swej wrażliwości do zarzucenia pozostaje wyćwiczenie jej, rozbudzenie, lub odnalezienie w sobie. Rozpocząć można od ćwiczenia zmysłów. np. zmysł węchu. Wybierając się na spacer do lasu, parku czy ogrodu, spróbuj skupić się na doznaniach płynących z mieszających się woni otaczających cię roślin. Następnie postaraj się przyporządkować zapachy konkretnych drzewom, krzewom, czy kwiatom. Powtarzanie co jakiś czas takiego ćwiczenia z całą pewnością pozwoli rozwinąć się zmysłom, wzbogaci cie o nowe doświadczenia, a w rezultacie przyczyni się do rozwoju wrażliwości estetycznej, co ułatwi czerpanie przyjemności także z tego co w mniej oczywisty sposób może nas oczarować



Ponad wszystko jednak polecam mieć oczy – i pozostałe zmysły – szeroko otwarte i być przygotowanym na odbiór tego co jest emitowane właśnie po to aby ktoś to odebrał i docenił, a niekiedy też wyk orzystał (w pozytywnym tego słowa znaczeniu).



Literatura:

Don M., Zmysłowe Ogrody, Twój Styl, Warszawa, 1998

Tatarkiewicz W., Dzieje sześciu pojęć, PWN, Warszawa 1975;
(autor chwilowo przepadł), Uzdrowicielska energia drzew

piątek, 6 sierpnia 2010

Z PODWÓRKA CODZIENNOŚCI:


Dom


Wieczorna cisza przeplatana delikatną muzyką świerszczy.

Noc we własnym pokoju, w rodzinnym domu, gdzie nigdy nie jestem sama.

Świeże, orzeźwiające powietrze o poranku i zielona, wilgotna od rosy trawa pod stopami.

Smak zerwanej prosto z drzewa papierówki i ciasta jagodowego mamy.

Tak, jestem w domu…




wtorek, 29 czerwca 2010

Z PODWÓRKA CODZIENNOŚCI:

Ile piękna jesteśmy w stanie znieść?



Myślę, że bardzo wiele…

Jeśli jednak będzie Ci się wydawało, że już nie masz gdzie go pomieścić, to uporządkuj trochę w głowie, w sercu i w innych miejscach, w których trzymasz dużo różnych rzeczy i pozbądź się w końcu tych niepotrzebnych. Zamknij oczy i weź głęboki oddech. Po tym jakże banalnym zabiegu nie powinno już być problemu z przyswajaniem „nowego piękna”.

Poza tym już samo piękna wydaje się mieć niezwykłą właściwość wypierania tego co jest od niego mniej wartościowe – to oferta dla tych bardziej leniwych, którym porządek w głowie musi zrobić się sam. A skoro i to jest możliwe, to mamy równouprawnienie nawet w sferze dostępu do niekończących się pokładów otaczającego nas piękna.

Czyż to nie… PIĘKNE? :)

czwartek, 24 czerwca 2010

...

Czarny Kot pożarł Białego Gołębia, a teraz umiera na niestrawność...

BLOG ZAWIESZONY

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Z PODWÓRKA CODZIENNOŚCI:

Niezwykłości codzienności


Zaduch; biały pyłek z topoli - niczym zwinne baletnice w białych spódniczkach - tańczy w objęciach delikatnych podmuchów wiatru. Scena przedstawiająca ciszę, spokój i harmonię w mgnieniu oka przeradza się w dantejskie piekło. Zator na drodze; sznur samochodów przeplatany kilkoma tramwajami topi się w kłębach spalin. Lekkie, białe puszki wirujące w powietrzu mieszają się z pierwszymi kroplami deszczu i zanieczyszczeniami. Wiatr przybiera na mocy, rozpętuje się wichura, a pojedyncze krople przeradzają się w ulewę. Świsty, tętnienie, przekrzykujące się klaksony samochodów. Kiedy zdawać by się mogło, iż wiatr i deszcz zawładnęły całym wszechświatem, ich moc nagle słabnie. Wiatr milknie , a po chwili uspokaja się również ulewa. Niebo rozpogadza się i uwalnia spod chmur słońce, które jasnymi promieniami osusza przemoczonych ludzi z radością przyglądających się delikatnym kolorom pastelowej tęczy.

A wszystko to w ciągu zaledwie piętnastu minut, na poznańskiej trasie tramwajowej ogrody-traugutta

środa, 2 czerwca 2010

Z PODWÓRKA CODZIENNOŚCI:

Dzień jak co dzień...


Dzień, jak co dzień; ludzie Ci sami, te same miejsca, podobne sytuacje... tylko ty jesteś jakaś inna…

„O nie, już to czuję, to na pewno będzie pechowy dzień” myślisz sobie słysząc złowrogi dźwięk budzika. Już wstając z łóżka potykasz się o kabel od laptopa i rozlewasz resztki wczorajszej kawy na rozrzucone po podłodze notatki.

„Cholera no, czułam, że coś złego się stanie” klniesz w myślach utwierdzając się w przekonaniu, że to na pewno będzie najgorszy dzień w twoim życiu i po pierwszej serii pechowych wydarzeń z jeszcze większą wściekłością przystępujesz do dalszych porannych czynności.

„Fantastycznie, dzisiaj egzamin, a ja na pewno nie mam żadnych niepodartych rajstop” przewidujesz optymistycznie podchodząc do półki z bielizną. „Nowe rajstopy?” twoje niedowierzanie jest tak wielkie, że aż uśmiechasz się mimowolnie „Nie możliwe…” I kiedy już zaczynasz myśleć, ze może jednak zła passa zdąży się od Ciebie odwrócić zanim przystąpisz do egzaminu… tak... dokładnie wtedy podczas tej jakże fascynującej czynności jaką jest wkładanie rajstop, trafia Cie (przysłowiowy) szlag „o jak uroczo, biedne cieniutkie rajstopki, tak mi was żal, znów się podarłyście, kto by pomyślał, że przytrafi wam się to tuż przed moim egzaminem, ale nic się nie martwcie przecież to nie koniec świata” – szczyt wściekłości, frustracja... a wszystko to pod osłoną klasycznego ironizowania.

No dobra, może i wszystko sprzysięgło się przeciwko tobie, ale na egzamin musisz iść. Ubierasz pierwsze lepsze czarne spodnie i wygniecioną białą bluzkę (bowiem jej prasowanie na pewno skończyło by się pożarem, albo ewentualnie w optymistycznej wersji poparzeniem pierwszego stopnia). W pośpiechu wskakujesz na moment do łazienki, gdzie pasta do zębów robi niesamowicie estetyczny biały ślad na twoich czarnych egzaminacyjnych spodniach, a woda w kranie jest zimna jak lód bo pan z gazowni jeszcze nie naprawił pieca.

Z szerokim ironicznym uśmiechem wychodzisz z mieszkania myśląc już tylko o tym, że zaraz na pewno spóźnisz się na tramwaj, a tym samym na egzamin. Cóż faktycznie tramwaj odjeżdża Ci sprzed nosa. Czekając na kolejny egzemplarz niezastąpionych środków komunikacji miejskiej odbierasz dzwoniący telefon:
„Cześć córeczko, wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka, ściskamy Cie i trzymamy kciuki, pamiętaj, że jesteśmy z ciebie bardzo dumni. Pomyśl sobie, że dobrze Ci pójdzie i dostaniesz piątkę, a na pewno tak będzie” – po takich słowach granice twojej cierpliwości nie wytrzymują. Resztkami sił przez zaciśnięte zęby dziękujesz za życzenia i żegnasz się z ukochanym tatusiem mówiąc, że właśnie podjeżdża twój tramwaj więc musisz kończyć.

Wsiadasz do tramwaju który ozdobiony tłumem jakże irytujących ludzi przypomina puszkę sardynek, chociaż w tej chwili wydaje Ci się, że nawet w takiej puszce byłoby lepiej „przynajmniej byłaby cisza i święty spokój, a nie jakieś pokasływania, kichanie, mlaskanie, obgadywanie sąsiadów (…)”. Twój umysłowy wywód na temat uroków podróży tego typu środkami lokomocji przerywa myśl przypominająca o wspaniałym telefonie od taty „”pomyśl, że dostaniesz piątkę” czy oni są poważni?!” – wrzeszczysz w myślach, choć najchętniej wydarłabyś się na głos uciszając przy tym wszystkie irytujące Cię głosy i szmery, które wydają się głośniejsze niż zwykle, jakby specjalnie, żeby jeszcze bardziej uprzykrzyć ci życie. ”Dzień w dzień męczę się jakimś egzaminem, uczę się nocami śpiąc po dwie, trzy godziny, a idąc na ten właśnie egzamin marzę tylko o tym żeby go zdać i mieć to z głowy, a oni mi gadają o jakichś piątkach, ambicjach i niewiadomo czym jeszcze! Czy oni naprawdę nie mogą choć raz spróbować wczuć się w moją sytuację…? i jeszcze to „jesteśmy z Ciebie dumni” brzmiące dokładnie jak „tylko nas nie zawiedź”…”

Jesteś na miejscu. Punkt 8.00 biegniesz ile sił w nogach, „O, akurat wchodzą” odetchnęłaś z ulgą, po czym zorientowałaś się, że nie masz długopisu. Na usta cisnęły ci się wszystkie możliwe przekleństwa, ale nic nie powiedziałaś, pożyczyłaś długopis od koleżanki siedzącej przed Tobą, prowadzący rozdał testy…





Myślisz, że jakaś wyższa siła zadrwiła sobie z Ciebie, zsyłając na Ciebie jednorazowo pecha przeznaczonego dla tysiąca ludzi? Spójrz na to z innej strony:

Jesteś bałaganiarą, gdyby nie kubek z resztką kawy pozostawiony w nieodpowiednim miejscu i notatki porozrzucane po podłodze, to potknięcie się o kabel od laptopa prawdopodobnie nie spowodowałoby większego dramatu – ale przecież usprawiedliwia cię fakt, że padłaś jak mucha o 3 w nocy, chyba nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby o tej porze sprzątać pokój.

Po nieprzespanej nocy i niefortunnej przygodzie z kawą i notatkami jesteś już tak zdenerwowana, że podarcie rajstop nie stanowi dla Ciebie dużego problemu. Jeden nerwowy ruch i sprawa załatwiona, to samo tyczy się plamy z pasty do zębów – zdarza się, zwłaszcza jeśli są powody by się denerwować.

Jeśli chodzi o zimną wodę, to nie pan z gazowni nawalił, ale ty sama zapomniałaś wczoraj do niego zadzwonić i poinformować o problemie – nic dziwnego w końcu cały dzień i całą noc ostro zakuwałaś.

Ciekawe jest również to, w jaki sposób miałaś zamiar nie spóźnić się na tramwaj, skoro widząc, że jest już dość późno nawet nie przyspieszyłaś kroku – no tak, po co, przecież wiedziałaś, że i tak się spóźnisz.

Telefon od taty. Naprawdę wierzysz w to, że chciał Ci powiedzieć „nie możesz nas zawieść, musisz dostać piątkę”? Wiesz przecież, że oboje z mamą są z ciebie naprawdę dumni, kochają Cie i trzymają za Ciebie kciuki. A słowa „pomyśl sobie, że dostaniesz piątkę, a na pewno tak będzie”… wiesz dobrze jak bardzo wierzą w pozytywne myślenie – chyba w przeciwieństwie do Ciebie – no ale faktycznie, mogliby zorientować się po tonie twojego głosu (który mieli okazję usłyszeć w tych dwóch czy trzech wypowiedzianych przez Ciebie słowach), że coś jest nie tak i najlepiej gdyby dodali „nie martw się, nawet jak nie zdasz to nic wielkiego się nie stanie”.

Tylko czy wtedy przypadkiem też byś się nie zdenerwowała…?





Samospełniające się proroctwa to nie abstrakcyjny wymysł naukowców, ale odpowiedź na przekazywane z pokolenia na pokolenie „uważaj bo wykraczesz” lub „wstałeś lewą nogą”, a więc nic innego jak interpretowanie zachowań czy sytuacji zgodnie z własnymi oczekiwaniami oraz reagowanie na nie zgodnie z tą interpretacją, co z kolei wywołuje komplementarne zachowania otoczenia potwierdzające nasze oczekiwania



Dni podobne do tego, który przeżyła bohaterka przedstawionej historii niejednokrotnie przeżyła pewnie większość z nas. Oczywiście naturalną reakcją na stres jest wzmożona aktywność naszego organizmu, pobudzenie, niepokój, a to kłóci się z racjonalnym myśleniem i zachowaniem wewnętrznego spokoju.

Może jednak warto wziąć pod uwagę fakt, iż to nie zawsze otaczający nas ludzie są dla nas złośliwi i nie zawsze celowo starają się uprzykrzyć nam życie, a przypadek z definicji jest „rzadkim przypadkiem” dlatego być może czasami, to jednak my sami tworzymy sobie niekoniecznie adekwatną wizję rzeczywistości według której błędnie interpretujemy niektóre zdarzenia.

Gdybyśmy więc spróbowali czasami w podobnych sytuacjach nie przewidywać uparcie przyszłości, albo przynajmniej nie tworzyć czarnych scenariuszy być może spotkałoby nas więcej pozytywnych niż negatywnych sytuacji, a zapotrzebowanie na rajstopy z pewnością byłoby mniejsze ;)

sobota, 29 maja 2010

Z cyklu: O PIERWOTNEJ POTRZEBIE…

INTERES-, EKSCYT- i INTRYG-,
czyli –UJĄCE spotkania z tym co nowe i niedostępne.
Cz. I „Dla dzieci”





„O kotku, chłopcu i jego mamie”
Roześmiany maluch biega beztrosko po parku, raz po raz zerkając na siedzącą na ławce mamę. Nagle przystaje. „Co to…? Nigdy czegoś takiego nie widziałem, to chyba żyje…” myśli chłopiec widząc przed sobą wygrzewającego się w słońcu kota. Przez jakiś czas w skupieniu obserwuje zwierzę, po czym zbliża się do niego ostrożnie. Kiedy chłopiec jest już bardzo blisko, kot nagle się porusza, zauważa chłopca i unosząc uszy i ogon do góry obserwuje zbliżającego się człowieka. Maluch tak się przestraszył, ze z płaczem pobiegł do mamy, która natychmiast przytuliła go i uspokoiła. Próbowała wyjaśnić chłopcu, że nie tylko on kota, ale także kto jego się wystraszył. Chłopiec jednak już nie słuchał. Kiedy tylko uspokoił się w ramionach mamy i z bezpiecznej odległości zobaczył, ze kot nie ma zamiaru go zaatakować ponownie ruszył w jego stronę. Tym razem chłopiec podszedł bliżej, przykucnął i niepewnym, powolnym ruchem pogłaskał zwierzę. Przez jakiś czas jeszcze dokładnie się mu przyglądał po czym wrócił do mamy. Kobieta wzięła synka na kolana i zapytała czy podobał mu się kotek. Maluch odpowiedział bez entuzjazmu „jest ładny, nawet go pogłaskałem, a on mnie polizał po ręce, ale nie chciał się ze mną bawić, jest jakiś dziwny”. Przerażona matka krzyknęła mimowolnie „Polizał cie? Synku to jest dzikie zwierzę, nie wiadomo jakie zarazki przenosi, możesz być chory. Lepiej wróćmy do domku umyć rączki. A następnym razem nie dotykaj kotka, dobrze?”. „Nieee!” krzyknął chłopiec wyrywając się z uścisku matki. „Ja chce do kotka!” powiedział stanowczo i ruszył w jego stronę.


To co nowe i nieznane z całą pewnością przyciąga naszą uwagę i wywołuje nieodpartą chęć bliższego „tego” poznania. Czym bowiem byłoby życie gdybyśmy nie musieli niczego odkrywać, a rozwiązania wszystkich nowych, nietypowych sytuacji mielibyśmy podane na tacy?

Ciekawość i wynikająca z niej eksploracja to - biorąc pod uwagę zarówno rozwój jednostki w cyklu życia jak i ewolucję całego gatunku - zjawiska o niezaprzeczalnej funkcji przystosowawczej. Niepewność spowodowana brakiem informacji na dany temat, albo nieznajomością rzeczy czy sytuacji, z całą pewnością nie jest przyjemnym uczuciem. Nic więc dziwnego, że człowiek niemal od początku swojego życia dąży do jak najpełniejszego poznania otaczającej go rzeczywistości, tak aby mógł przewidzieć nawet to co nieprzewidywalne.

Nie od dziś wiadomo, iż zachowanie człowieka motywowane jest chęcią zaspokojenia całego szeregu potrzeb, których z resztą nie jest mało. Zjawisko eksploracji również jest ściśle związane z chęcią zaspokojenia jednej z ważniejszych potrzeb człowieka jaką jest potrzeba bezpieczeństwa. To ona bowiem w dużej mierze wpływa na nasze sprawne funkcjonowanie społeczne. Idąc tym tropem, można stwierdzić, iż poczucie bezpieczeństwa spełnia dla eksploracji dwie ważne funkcje: motywacyjną – eksplorujemy dla uzyskania lub zwiększenia poczucia bezpieczeństwa poprzez zdobycie niezbędnych informacji o otaczających nas ludziach, miejscach i przedmiotach; oraz warunkującą – dopiero optymalny stopień poczucia bezpieczeństwa pozwala nam na podjęcie działania z własnej inicjatywy.
O ile pierwsza z wymienionych tu funkcji bezpieczeństwa jest możliwa do zastąpienia przez inny czynnik spustowy, bowiem jest tylko jednym z wielu motywów popychających do działania eksploracyjnego, o tyle warunkującej funkcji poczucia bezpieczeństwa nie da się zastąpić niczym innym. Wystąpienie odpowiedniego poziomu poczucia bezpieczeństwa jest bowiem koniecznym warunkiem do wystąpienia choćby minimalnych przejawów eksploracji. I tutaj pojawia się niezwykle istotna rola rodziców. Otóż to właśnie od nich zależy czy u dziecka wykształci się odpowiedni stopień poczucia bezpieczeństwa, a więc czy będzie ono zdolne do podjęcia działań eksploracyjnych. W przedstawionym przykładzie („O kotku, chłopcu i jego mamie”) „bezpieczną bazą” jest matka. To do niej udaje się chłopiec kiedy jego poczucie bezpieczeństwa spada po zetknięciu z nieznanym obiektem. Tutaj pojawia się pytanie: dlaczego w stosunku do tej samej osoby, sytuacji, czy przedmiotu możemy przejawiać kilka skrajnie różnych emocje, uczuć, czy postaw i która z nich ostatecznie wygrywa? W pewnym sensie odpowiedź na to pytanie można znaleźć w powyższej historyjce. Nasz mały bohater najpierw wykazywał wyraźne dążenie „ku” obiektowi zainteresowania (nowość), a następnie „od” (potencjalne zagrożenie). Kiedy jednak poczucie bezpieczeństwa – po kontakcie z matką – unormowało się, chłopiec – wciąż zainteresowany nowym obiektem – ponowił próbę eksploracji. Pojawia się więc tutaj klasyczny przykład układu regulacji, w którym na zasadzie sprzężenia zwrotnego dziecko czujące się bezpiecznie opuszcza bazę (oddala się od matki) w celu poznawania otoczenia, a kiedy napotyka na sytuację zagrażającą co powoduje spadek poczucia bezpieczeństwa powraca do bazy; gdy poczucie bezpieczeństwa wróci do normy eksploracja może zostać powtórzona:




schemat


Dlatego pamiętajcie Drodzy Rodzice: wasze dzieci naprawdę Was potrzebują, choćby po to by mogły przestać Was potrzebować (chociaż na małą chwilę).

Powiedziane już zostało – lub przynajmniej wspomniane - o fascynacji tym co nowe i nieznane, o adaptacyjnej funkcji poznawania nieznanego oraz o tym, jak ważne dla możliwości poznawania nieznanego jest poczucie bezpieczeństwa.
To jednak jeszcze nie koniec naszej historii. Chłopiec przecież w końcu znudził się nieruchliwym kotkiem, a jednak coś skłoniło go do ponownego zainteresowania się nim. Co to takiego?

Czy nie denerwuje Was i nie wywołuje w Was frustracji sytuacja, w której nie możecie czegoś mieć, ktoś wam czegoś zabrania, lub utrudnia zdobycie czy zrobienie czegoś – nawet jeśli wcześniej specjalnie wam na tym nie zależało? No właśnie. Wydawać by się mogło, że jest to pewnego rodzaju bezcelowy upór i złośliwość. Może jednak da się to nieco ładniej wytłumaczyć.
Poza dążeniem do bezpieczeństwa człowiek nieustannie dąży do kontroli zarówno siebie jak i otoczenia. Poczucie kontroli, wiąże się z poczuciem mocy i sprawstwa, a jego występowanie potwierdza nasz wpływ na bieg wydarzeń i kształtowanie otaczającej nas rzeczywistości. Któż więc nie chciałby owej kontroli zdobyć i w pełni czuć się panem własnego losu? Kiedy sposób postępowania jest nam narzucany z zewnątrz, tracimy poczucie kontroli, a to raczej nie spotyka się z naszym zadowoleniem. Taka sytuacja rodzi przystosowawczą postawę jaką jest bunt wobec władzy, która chce nas zniewolić (tu: pozbawić kontroli).

I tak dotarliśmy do końca historii „O kotku, chłopcu i jego mamie”.

Ciekawskość – to raczej nie wada, czy indywidualna cecha jednostki, ale przypadłość na jaką cierpi w mniejszym lub większym stopniu każdy przedstawiciel naszego gatunku.
Wrodzona ciekawość świata i żądza poznania tego co nowe, nieznane i tajemnicze, a przy tym sprawdzanie granic własnych możliwości, poddawanie sie licznym próbom i testom, a wszystko to dla zaspokojenia swoich potrzeb, potwierdzenia własnej wartości i poprawienia nastroju.

Ot, ciekawość z mojego punktu widzenia.





Literatura:

Obuchowski K., Psychologia Dążeń Ludzkich, PWN, Warszawa, 1983, s. 71 - 78
Schaffer H.R., Początki uspołecznienia dziecka, PWN, Warszawa, 1981, s. 163 - 169